WIFe 2018 – dzień 2

WIFe 2018 – dzień 2

Drugi dzień Warsaw Improv Festival zapowiadał się bardzo dobrze. Duże zróżnicowanie stylów gwarantowało, że każdy znalazł coś dla siebie.

Jako pierwsza zaprezentowała się jedna z najstarszych grup impro w Polsce, czyli Klancyk. Gościnnie w spektaklu pojawił się Bartek Walos. Miał on za zadanie przygotować fragmenty złych filmów, które były inspiracją dla improwizatorów. Wybrane przez niego fragmenty filmów były rzeczywiście absurdalne. Niestety w takich sytuacjach pojawia się problem. Jeśli sugestia jest sama w sobie śmieszna, nie zawsze scenka potrafi ją przebić. W związku z tym odbiór scen był mieszany. Klancyk wyciągał dobre elementy z filmów, ale niekoniecznie udawało się zrobić z nich ciekawą scenkę.

Jako druga na scenę weszło Pinque Pony. Duet z Los Angeles zaprezentował format oparty na luźnych scenkach, do których później się odnosili. Co do zawartości nie można mieć większych zastrzeżeń. Scenki były dynamiczne i trafione w punkt. Największym problemem z Pinque Pony był ich wygląd, czyli obcisłe, lateksowe, różowe kostiumy. Taki zabieg odciągał uwagę od zawartości scen, zamiast skupiać uwagę widzów.

Po przerwie na scenie pojawili się Tea Cocks. Wojciech Tremiszewski i Kuba Śliwiński dali już się poznać na polskich scenach impro, ale to pierwszy raz, kiedy zagrali po angielsku. Przedstawili historię trójkąta miłosnego chirurga, jego żony i asystenta połączoną z wątkiem wskrzeszania umarłych i związanych z tym konsekwencji. Wojciech i Kuba wcale nie stracili na swoim zwariowanym stylu mówiąc po angielsku. Ich występ obfitował w nieoczekiwane rozwinięcia i szalone decyzje. To wszystko podlane zdrową dawką absurdu.

Ostatnią grupą na Dużej Scenie tego dnia była grupa Jinx z Rumunii. Przedstawili format Roadtrip, którym śledziliśmy historię policjanta, strażnika więziennego i więźnia, dążącym do wolności, którą mogli znaleźć w Dallas. Grupa początkowo zgłaszała się na Małą Scenę, ale po obejrzeniu ich zgłoszenia, dali im szansę występu na Dużej Scenie. Ich występ potwierdził, że była to dobra decyzja. Trio z Bukaresztu przestawiło spójną historię dziejącą się jednej przestrzeni. W spektakularny sposób rozwijali postaci i wątki w taki sposób, że na koniec historii każdy z bohaterów przeszedł sporą przemianę. W opinii wielu uczestników festiwalu był to jeden z najlepszych występów.

Relacjonował: Tadeusz Jaśkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.