Trzeci i ostatni dzień Warsaw Improv Festval to spektakle zagranicznych grup. Z Węgier przyjechały grupy Momentan i Enzo, ze Słowenii IGLU, a z USA Dummy!
Pierwszą grupą był duet Enzo. Zaprezentowali tradycyjną liniową historię, ale z lekkim W ich spektaklu oprócz dwóch centralnych postaci grali też postaci poboczne, a także niekiedy zamieniali się postaciami, w zależności od potrzeb sceny. Historię rozwijali spokojnie i głęboko nakreślali relacje. Widać było świetnie zarysowane postaci i prawdziwe emocje. Aktorsko spektakl był na wysokim poziomie.
Zaraz po nich prezentowała się grupa Momentan z gośćmi z polskich grup. W swoim spektaklu dali trzem osobom z publiczności częściową władzę nad spektaklem. Każda z tych osób miała przypisane jedno słowo – pocałunek, śmierć lub język ojczysty. O ile pierwsze dwa słowa są dość oczywiste, o tyle język ojczysty oznaczał, że scena ma być kontynuowana w języku ojczystym improwizatorów. Każde słowo mogło być wykorzystane tylko raz w spektaklu. Każda scena w spektaklu była inspirowana poprzednią sceną, a za początkową inspirację posłużyła historia osoby z publiczności. Spektakl obfitował w szybkie puenty, a słowa władzy od publiczności padały w takich momentach, że całkowicie odwracały bieg sceny.
Przed przerwą zaprezentowali się IGLU. Każda scena w spektaklu była inspirowana ustawieniem krzeseł. Do dyspozycji mieli kilka krzeseł, stół i stołek barowy. Scenki były bardzo zróżnicowane, od jazdy samochodem po ucieczkę z domu starców. W każdej z nich improwizatorzy natychmiast uzyskiwali porozumienie dotyczące miejsca akcji sceny i eksploatowali absurdy scen do cna. Słoweńców wyróżniała precyzja wypowiedzi, dzięki czemu nawet po dwóch zdaniach zbudowana była cała platforma sceny.
Po przerwie organizatorzy przygotowali niespodziankę w postaci krótkiego dżemu impro. Uczestnicy warsztatów organizowanych podczas festiwalu mogli zagrać w kilka krótkich gier impro. A zaraz po nich główna gwiazda festiwalu – duet Dummy z Chicago.
Zaczęli od poproszenia osoby z publiczności o słowo inspiracji. Usłyszeli, jak to zwykle bywa, słowo „toaleta”. Na tym jednak nie skończyli i wdali się z dialog z tą osobą i tym sposobem wyciągnęli sporo innych inspiracji. Na tej podstawie stworzyli historię nauczycielki angielskiego, która tak bardzo chciała się związać ze swoim uczniem, że nauczyła go tak łamanego języka angielskiego, że tylko ona mogła się z nim porozumieć. Mimo, że prawie 90% czasu improwizatorzy spędzili siedząc na krzesłach, nie można powiedzieć, że nic się na scenie nie działo. Na scenie dosłownie iskrzyło od akcji Jason Shotts i Coleen Doyle słuchali się tak intensywnie, że najmniejsze zdanie wypowiedziane nawet od niechcenia, okazywało się znaczące dla historii. Relacja, jaka się wytworzyła między postaciami, była niezwykle intensywna i prawdziwa. To był występ zdecydowanie najlepszy występ festiwalu i sprostał wielkim oczekiwaniom rozniecanym przez cały festiwal.
Tak zakończył się pierwszy Warsaw Improv Festival. Przez te trzy dni na scenie Klubu Komediowego odbyło się mnóstwo świetnych spektakli. Bardzo intensywne trzy dni zaowocowały wieloma genialnymi momentami na scenie i poza nią. Jak na pierwszą edycję festiwalu, poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Liczę, że w przyszłych edycjach poprzeczka powędruje jedynie w górę.
Relacjonował: Tadeusz Jaśkiewicz