Nadszedł ostatni dzień festiwalu. Ostatnie występy zaproszonych grup i wyczekiwany przez wielu finał festiwalu. Jednak na samym finale ten dzień się nie skończył.
Ten wieczór rozpoczął się od występu bydgoskiej formacji WymyWammy, która przedstawiła format ” Być może a propo”, złożony z kilku scen, do których powracano lub też nie. Dziewczyny zagrały w sposób spokojny, lecz nie można im było odmówić energii. Doskonale odczytywały swoje intencje na scenie i stosowały bardzo dużo „game’ów”, jak np. w scenie, w której ojciec był tak zły, że jego dzieci musiały wykonywać za niego obowiązki: odbierać się ze szkoły, płacić podatki, czy wracać zmęczone z pracy. Bardzo przyjemnie obserwowało się sceny zbiorowe, w których każda z utworzonych przez nie postaci miała odpowiednią przestrzeń dla siebie i była tak samo istotna. Niezawodny okazał się również tok abstrakcyjny tok myślenia Jagody, z której ust tym razem usłyszeć mogliśmy takie zdania jak „Może masz grubą duszę?”, „Jedyną stałą rzeczą w życiu są zmiany” czy „Jutro będzie jutro, a pojutrze będzie za dwa dni”. Reasumując występ dziewczyn to połączenie spokoju, absurdalnego niekiedy poczucia humoru i niezwykłej pracy grupowej.
Jako druga na scenie pojawiła się warszawska formacja Damy na Pany, a zagrali oni serię niezwiązanych ze sobą historii, z których każda rozpoczynała się od zdania „Dzisiaj będzie inaczej”. Sceny miały bardzo różny charakter od historii nieszczęśliwego małżeństwa, skończywszy na dr. Rydygierze, który konstruował małe stoliki na wypadek, gdyby ktoś chciał sobie kucnąć. Grupę widziałam po raz pierwszy i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze się bawiłam, mam nadzieję, zobaczyć ich jeszcze w niedalekiej przyszłości.
Najbardziej oczekiwanym przeze mnie punktem festiwalu jest zawsze Grand Final, w którym występują przedstawiciele z każdej grupy. Tym razem na scenie zobaczyliśmy musical, w ramach formatu „Podaj Dźwięk”, któremu już drugi rok przewodniczy Hubert Świątek. Po sukcesie zeszłorocznej Opery apetyty były wyostrzone, zatem improwizatorów czekało bardzo trudne zadanie. Inspiracją dla całej opowieści stał się ostatni pociąg z Wrzeszcza, decyzją publiczności jechał na „Przedmieścia humoru”. Cały spektakl utrzymany był w klimacie westernów. Pojawiły się zatem takie postacie jak Lemoniadowy Joe (Grzegorz Dolniak) oraz jego ukochana Słodka Sue (Katarzyna Chmara). Jeśli western to nie może zabraknąć pojedynku rewolwerowców, którzy przybyli na Przedmieścia Humoru, aby walczyć o wodę. Pojawił się również wspaniały rekwizyt, wielki koń na biegunach, który okazał się rumakiem Lemoniadowego Joe. Jako miłośniczka musicalów, oraz starych westernów, nie mogłam opuścić tego spektaklu bez uśmiechu na twarzy. Spektakl był bowiem kompletny, zadbano o każdy element, wspaniałą oprawę muzyczną, światła, oraz potrafiących śpiewać improwizowane piosenki aktorów. Cała historia oczywiście zakończyć musiała się morałem, który brzmiał „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.
W tym roku do programu dołączył również panel dyskusyjny o nazwie Tadeks, nawiązując tym samym do słynnych wykładów TEDx. Podzielony był na dwie części. Najpierw wysłuchaliśmy krótkich wykładów doświadczonych improwizatorów: Mateusza Płochy, który mówił o procesie nauki w improwizacji, Wojtka Kamińskiego, który przedstawił temat „Dramat bohatera komediowego”, Gosi Różalskiej, która opowiadała charakterze improwizatora w procesie tworzenia, oraz Alana Pakosza, który opowiadał o różnych formach improwizacji. Następnie odbyła się wspólna dyskusja z publicznością. Mam nadzieję, że owy punkt nie zniknie z programu Wiosła. Dyskusja o impro, które, bądź co bądź, ciągle jest na etapie tworzenia w Polsce, jest bardzo istotna i potrzebna, a mam wrażenie, że jest jej jeszcze zbyt mało.
VII edycja „Podaj Wiosła” dobiegła końca. W tym roku na scenie pojawiły się znane grupy, które po raz kolejny pokazały się od najlepszej strony. Jednakże mam nadzieję, że w przyszłym roku zobaczymy nieco więcej nowości, zarówno jeśli chodzi o grupy, jak i formaty. Zwłaszcza że polskie impro rozwija się w błyskawicznym tempie, mamy coraz więcej improwizatorów i coraz wyższy poziom. Planuje się powrót Impro Igrzysk w następnej edycji, za które mocno trzymam kciuki. Mam nadzieję, że pojawi się również więcej zagranicznych przedstawicieli, gdyż sukces występu (zaledwie 15-minutowego) Dana i Elli dowodzi, że jest takie zapotrzebowanie.
Trzymam kciuki za przyszłe edycje, już nie mogąc się doczekać tego, co na gdańskiej scenie zobaczymy W 2019 roku!
Relacjonowała: Ania Kłosowska