Kolejny festiwal Improwizacji dobiegł końca, tym razem chodzi o Improdrom organizowany, przez grupę Wymywamy z Bydgoszczy. Podczas dwóch dni (7-8.10) zobaczyliśmy 8 spektakli w tym 3 w języku angielskim. Na początek mogę powiedzieć, iż każdy z nich był wyjątkowy, ukazując różnorodność improwizacji.
Festiwal otworzyły w tanecznym stylu gospodynie, czyli dziewczyny z grupy Wymywammy. Po krótkim wstępie rozpoczęły swój autorski spektakl „Świat równoległy”. Bardzo podobał mi się zabieg tworzenia postaci, wychodzący od prostego, acz głębokiego pytania skierowanego w kierunku publiczności „jak dana osoba widzi świat?”. Powstały zatem postacie, które widzą świat, jak cukierkowy raj (innymi słowy lubi wszystko zbadać własnym językiem), pluszowa świnka (lubi wszystko głaskać), mleko, inwentaryzacja (wszystko przelicza), niewyraźne slajdy (jest niedowidząca), a miejsce, w którym wszystkie te postacie się spotkały to park zoobotaniczy. Zabieg ten pozwolił na stworzenie głębokich postaci, na których losach rzeczywiście nam zależało. Cały spektakl był serią dwójkowych scen (z wyjątkami), oparty na bardzo silnych relacjach między postaciami. Nie będę może opowiadać całej fabuły. Napiszę jedynie, że głównym motywem stała się przyjaźń i zazdrość. Morał z tej historii był taki, że każdy, nawet największy dziwak, trafi na odpowiedniego dla siebie przyjaciela. Nawet jeśli to roślina w parku zoobotanicznym.
Drugim punktem programu, był Mikser, którego opiekunami stała się brytyjska formacja The School of Night (Alan Cox, Sean McCann), która postawiła na rywalizację, dzieląc swoich „mikserowiczów” na dwie drużyny, mające różnego rodzaju zadania do wykonania np. wejść na scenę w jak najbardziej teatralny sposób, lub zejść z niej inspirując się hasłem rzuconym z publiczności. Bardzo podobało mi się zadanie, w którym improwizatorzy mogli grać wszędzie poza sceną lub zagrać scenę z krzesłami, nie używając ich jako krzeseł. Spektakl był anglojęzyczny, co pozwoliło improwizatorom od razu przechodzić do działania i nie przegadywać swoich scen. Dla mnie najważniejszą nauką była uwaga naprzemiennie rzucana przez Alana i Sean „Something happened, notice!”
Jako trzecia wystąpiła łódzka grupa Impro Atak, która przedstawiła improwizowaną komedię muzyczną. Od strony muzycznej grupa jest rewelacyjna, improwizatorzy śpiewają przepięknie i mają fantastyczną oprawę muzyczną. Czuć było emocje, głębie postaci oraz tworzącą się między nimi więź. Niestety sceny dialogowe, które przeplatane były z muzycznymi, nie były już aż tak wciągające, dlatego niecierpliwie czekałam na kolejną melodyjną wstawkę. Zostałam natomiast całkowicie powalona tekstem wypowiedzianym przez Zoraka „Kowalstwo jest ciężkim zawodem, jeszcze cięższym niż zawód na Tobie!”.
Jako ostatni, tego dnia, na scenę ponownie wkroczyli panowie z formacji The School of Night inspirującą się w twórczością Szekspira, a także Edgara Allana Poe. Zatem sposób wysławiania się, gry, struktura wyglądała niczym żywcem wyjęta z jednej ze sztuk wybitnego dramatopisarza. Jednakże spektakl wykonany jedynie w tej konwencji mógłby być dla polskiego widza nieco męczący i niezrozumiały, dlatego przerywany był różnego rodzaju interakcjami z publicznością, które zainspirować miały aktorów do dalszej części spektaklu. Na przykład cały spektakl inspirowany był historią jednego z widzów o dziadku, który po wojnie zmienił swoje nazwisko i nigdy nie wyjawił tego prawdziwego. Innym zabiegiem było dotykanie publiczności, która miała podać jedno słowo stające się częścią wypowiadanego wiersza, lub też monolog postaci inspirowany minami publiczności. Na koniec ponownie poproszono na scenę członków miksera, aby w iście szekspirowski sposób wspólnie mogli umrzeć na scenie! Spektakl był dla mnie czymś wyjątkowym, zachwycona byłam emocjonującą i wyrazistą grą aktorską, wspaniałą interakcją z publicznością i oczywiście brytyjskim akcentem. Nawiązywanie do klasyki w przystępny dla widzów sposób nie jest rzeczą prostą, tym bardziej doceniam całą strukturę formatu!
Drugi dzień rozpoczęła wrocławska grupa Improkracja, która przedstawiła swój nieco starszy format „Bestseller”, czyli powieść, której tytuł wymyślony został przez publiczność. Tym razem padło na „Zadymiony oddech” – historię Piotra i Justyny pracowników agencji nieruchomości, w której wszyscy palili papierosy, a także doktora Prawaka, który zajmował się chorobami płuc i którego wszyscy kochali. Już niedługo ich drogi miały się połączyć… Improkracja, co tu dużo mówić, kolejny raz dała czadu. Są profesjonalistami pod każdym względem. Jednocześnie czuje się luz i zabawę w tym, co robią. Cała historia bazowała na relacjach, moralnych wyborach, których często dokonywała za nich publiczność. Improkracja to po prostu jedna z najlepszych grup w Polsce i ciężko dodać tutaj cokolwiek innego od słowa: rewelacja!
Następnie na scenę wkroczyła druga Grupa Miksowa pod wodzą Mateusza Płochy. Grupa przedstawiła format Strumień świadomości, czyli krótkie scenki, inspirowane sobą nawzajem. Podobało mi się zarówno w tym, jak i poprzednim mikserze, że udział brali również tak zwani „starzy wyjadacze”, bardziej doświadczeni improwizatorzy (w tym sam Mateusz Płocha), którzy bardzo wspierali młodszych kolegów, dzięki czemu poziom był dosyć wysoki. Bardzo mi się podobała scenka z krwawą walką o pracę, a także z grą w Mortal Kombat. Doceniam również nawiązania do trwającego w tym czasie meczu Polska-Czarnogóra.
Moja ulubiona formacja Hurt Luster wystąpiła jako trzecia, przedstawiła znany już format Harold. Był to najlepszy występ, jaki widziałam w ich wykonaniu! Spektakl był zabawny owszem, ale również refleksyjny bowiem opowiadał o tym, czego wszyscy się boimy, czyli samotności, odtrącenia. Nawet zapisałam cytat z tegoż spektaklu „najpiękniejsza jest śmierć przez opuszczenie”. Końcowa scena z melodią wyśpiewaną do mikrofonów znajdujących się na podłodze, bardziej artystycznego zakończenia nie można było sobie wymarzyć. Jeżeli ktoś chce zobaczyć impro na naprawdę wysokim poziomie, poruszający egzystencjalną tematykę, która dotyczy każdego z nas to na Hurt Luster marsz!
Ohana, czyli miks improwizatorów z całej Europy, wkroczyła na scenę jako ostatnia, aby zakończyć swym występem cały festiwal. Przedstawili format bazujący na strumieniu świadomości. Inspiracją dla ich spektaklu stała się „żarówka”. Spektakl rozpoczął się od małych marzeń związanych z ze słowem inspiracją. Widowisko było bardzo artystyczne i abstrakcyjne. Był niczym sen, który z pięknego zmienia się w koszmar. Najbardziej zachwyciła mnie scena z królestwie żarówek, która była tą senną idyllą, po której nastąpiła scenka z koleżanką zamkniętą w bagażniku, zmuszoną to odgryzienia własnej ręki. Całość zakończyła się w sposób klamrowy, ponownie usłyszeliśmy o marzeniach improwizatorów, inspirowanych już tym, co zobaczyliśmy na scenie (np. żeby w święta oglądać Harry’ego Pottera).
Festiwal był na naprawdę wysokim poziomie organizacyjnym i artystycznym. Każdemu występowi towarzyszyło również odpowiednie oświetlenie, które w przepiękny sposób dodawało klimatu wszystkim scenom. Gratuję line-upu, który według mnie był rewelacyjny i różnorodny, a także doboru składu miksów, w którym doświadczenie mogło połączyć się ze świeżością. Dostrzegłam ogromny wzrost poziomu impro w Polsce, cieszę się, że idziemy w stronę relacji i historii „o czymś”, a także, że improwizatorzy, przestają grać bezpiecznie, zaczynają ryzykować (przykładem może być fakt, że osoby biorące udział w angielskim mixerze na pytanie, czy chcą znać wcześniej swoje zadania, odpowiedzieli zdecydowanie „nie”).
Bydgoski festiwal zakończył się, a już za chwilę kolejne dwa festiwale Podaj Pagaj w Gdańsku, oraz Improfest w Krakowie. Już nie mogę się doczekać!
Relacjonowała: Anna Kłosowska