Improdrom 2018 – relacja

Improdrom 2018 – relacja

Koniunkcja planet była nieunikniona. Wszelkie znaki na niebie i ziemi to zwiastowały. Mędrcy udali się więc z wszelkich krańców świata by obserwować to zjawisko. Gwiazdy wskazały im niewielki budynek w mieście zwanym Bydgoszcz. Do Miejskiego Centrum Kultury zawitał Improdrom.

Festiwal rozpoczął się w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już w czwartek. Na „małą scenę” festiwalu zaproszone zostały cztery grupy. Pierwszą z nich była Grupa TERAZ z Torunia. Zagrali swój najnowszy format, czyli „Legendy Nowego Miasta”. W tym spektaklu inspiracją były legendy prawdziwe i zmyślone. Grupa oprócz tworzenia ciekawych historii postawiała nacisk na ubarwienie tła. Niejednokrotnie można było zobaczyć improwizatorów w rolach takich jak szumy w lesie czy dzwonnica. Są to rzeczy, które wzbogacają odbiór spektaklu i pokazują jaki potencjał tkwi w umiejętnym wspieraniu się nawzajem. Dużym atutem jest również duża fizyczność grupy. Rzadko można było tu zaobserwować syndrom polskiej improwizacji, jakim są „gadające głowy”. Widać było dużo pracy włożonej w rozwój różnych technik i narzędzi improwizatorskich.

Kolejną grupą był wrocławski PAPTAK. Zagrali swój flagowy spektakl „No Exit”, czyli cały spektakl dział się w jednym miejscu, bez cięć i montaży. Zostali zamknięci tym razem w wozie kempingowym. Choć na scenie pojawiła się zaledwie połowa składu, jednak nie zaszkodziło to w żaden sposób jakości spektaklu. Gdy grają większym składem, pojawia się więcej wątków i żaden nie wychodzi znacząco na pierwszy plan. Mniejsza ilość osób sprawiła, że bardziej mogli się skupić na rozwoju konkretnych wątków i ich dogłębnej eksploracji. PAPTAK zasługuje na uznanie zwłaszcza w sferze budowania relacji między postaciami. Niespieszne tempo pozwoliło na spokojne odkrywanie kart w spektaklu i większe zaangażowanie widza w historię.

Hulaj po warszawsku to zarówno nazwa grupy, jak i spektaklu. Na swoich występach inspirują się swoim miastem i wszystkim, co jest z nim związane. Ze względu na granie „na wyjeździe” posłużyli się lokalnym miejscem, które warto odwiedzić. Okazała się nim kawiarnia, o której istnieniu nie wiedzieli nawet rodowici bydgoszczanie. Właśnie ten element Hulaj niemiłosiernie obśmiał w swoim spektaklu. Zaprezentowali trzy historie inspirowane tym miejscem. Właśnie element storytellingu był największym atutem Hulaja. Nietuzinkowe postaci i nieoczywiste rozwoje sytuacji świetnie pokazały warszawski styl impro.

Ostatnią grupą tego dnia była Dynastia. Jak nazwa wskazuje, ta grupa garściami czerpie z gatunku telenoweli. Publiczność wybrała im tytuł: „W kręgu dobra i zła”. Mało jest grup w Polsce, które robią gatunkowe spektakle. Tym bardziej należą się słowa uznania za skrupulatnie dopracowaną ramkę formatu. Jest tu wszystko, czego widz oczekuje po telenoweli. Jest muzyka z Mody na sukces na wejście, stroje adekwatne do gatunku, czy sposób przedstawiania bohaterów odcinka. Wszystko to niesamowicie ze sobą współgra i pokazuje jak ważne są nie tylko umiejętności improwizatorskie, ale sposób ich opakowania. Nie zapomniano również o wkładzie publiczności. Wybrane osoby mogły w dowolnym momencie dołożyć swoją cegiełkę do spektaklu krzycząc takie hasła jak ciąża, śmierć czy zdrada. Te wszystkie elementy sprawiły, że Dynastia jest jedną z najbardziej oryginalnych grup impro w Polsce.


Improdrom – Festiwal Teatrów Impro oficjalnie rozpoczął się w piątek. Tradycyjnie festiwal otworzyły dziewczyny z WymyWammy. W tym roku wsparli je producent muzyczny Oerbeatz oraz beatboxer i improwizator Zorak. WymyWammy przedstawiły kilka historii w oparciu o tworzoną na żywo muzykę. Spektakl nie miał zawrotnego tempa, ale za to skupiał się na silnym ograniu poszczególnych wątków. WymyWammy zgrabnie rozwijały relacje pomiędzy postaciami, dokładając do tego ogromne umiejętności wokalne, zwłaszcza w wykonaniu Katarzyny Chmary. Pokazały, że bardzo dobrze czują się na tej konkretnej scenie i potrafią ją w pełni wykorzystać. Nie bały się grać na całej szerokości sceny, jak i wykorzystywania jej głębokości, co wpłynęło na zróżnicowanie spektaklu. Małą niespodzianką było wyjście Zoraka spoza miksera i dołączenie do dziewczyn na scenie.

Po organizatorkach na scenę wszedł pierwszy z dwóch miksów, czyli wspólnego występu improwizatorów z różnych grup. Koncept tego miksu przygotował Alan Pakosz z Grupy AD HOC. Spektakl opierał się luźno na formacie Strumienia świadomości, a tym, co go wyróżniało, to nacisk na ogrywanie tła. Choć w scenach zwykle aktywnie grały dwie osoby, na scenie było dużo więcej osób. Takie ujęcie współpracy scenicznej, w połączeniu z szybkimi cięciami scen, pozwoliło każdemu improwizatorowi uzyskać dużo czasu scenicznego. Dzięki temu żaden improwizator nie miał parcia by jak najczęściej na scenie, co wpłynęło pozytywnie na jakość spektaklu.

Po przerwie na scenie pojawili się goście z Zielonej Góry, czyli Siedem Razy Jeden. Zagrali „Pocztówki z wakacji”, czyli spektakl na podstawie tego, gdzie publiczność chciałaby pojechać na wakacje. Te destynacje zostały zapisane przez wybrane osoby z publiczności na tytułowych pocztówkach. Siódemki to wybuchowa mieszanka temperamentów, która świetnie ze sobą współgra. Choć na poziomie historii czasem zdarza im się potknąć, nadrabiają to z nawiązką zmysłem komediowym i wieloletnim doświadczeniem scenicznym. Dobrym przykładem tego była historia osadzona w Wałbrzychu. Bezlitośnie ogrywali wszelkie możliwe stereotypy związane z Wałbrzychem, nie wychodząc przy tym poza granicę dobrego smaku.

Na sam koniec wystąpiła międzynarodowa grupa The Allnighters, czyli improwizatorzy z Polski, Francji i Grecji, którzy poznali się i zawiązali na festiwalu Mt. Olymprov w Atenach. W spektaklu „Octopus” (Ośmiornica) pokazali scenę imprezy, od której się odbijali i skakali w przeszłość i przyszłość. Improwizatorzy zgrabnie przechodzili z jednej sceny do drugiej. Czuć było ze sceny dużą ilość wątków prywatnych, które przewijały się w czasie spektaklu. Z jednej strony budowało to poczucie wspólnoty improwizatorów, jednak z drugiej strony zaburzało to granicę pomiędzy tym, co tworzy się w danym momencie, a tym, co zdarzyło się w Grecji. Jednak to właśnie ta wspólna przyjaźń nadała końcowej scenie dużego wydźwięku emocjonalnego. Ostatnia scena to spotkanie po wielu latach ostatnich żyjących Allnightersów. W tej scenie umierają, lecz cieszą się, gdyż dołączającym samym do reszty ekipy i znowu wszyscy są razem.


Sobotni wieczór rozpoczął się od występu Grupy AD HOC w formacie „ImproRecykling”. Inspiracją do tego spektaklu były różne przedmioty przyniesione przez publiczność. Grupa AD HOC to jedna z najdłużej działających grup impro w Polsce i doskonale widać to na scenie w czytaniu siebie nawzajem. Nawet pomimo już dziesięcioletniej znajomości chłopaki wciąż potrafią się zaskakiwać i doprowadzać się wzajemnie do niekontrolowanego śmiechu. Oczywiście nie zabrakło śpiewania i rapowania.

Po krakowskiej grupie na scenę weszli improwizatorzy z miksa pod przewodnictwem Jenny Rowe z grupy The Maydays. W tym miksie improwizatorzy postawili na zróżnicowanie zawartości. Sceny grupowe przeplatały się scenami dwuosobowymi. Tempo występu było nieco wolniejsze niż miksu dzień wcześniej, ale pozwoliło to na głębszy rozwój poszczególnych scen, jak również nieoczekiwane zwroty akcji.

Po przerwie sceną zawładnął Dziubauer, czyli Krzysztof Dziubak i Paweł Najgebauer. W tym spektaklu wykorzystywali tło muzyczne tworzone przy pomocy loopera, co pozwoliło nadać spektaklowi nieco niepokojący klimat. W samym spektaklu improwizatorzy raz po raz wkopywali się w coraz większe dygresje i wspomnienia we wspomnieniach. Jeśli ktoś był fanem filmu Incepcja, z pewnością docenił ilość poziomów opowieści wewnątrz opowieści. Właśnie ta szkatułkowość w strukturze spektaklu była największą ciekawostką z technicznego punktu widzenia. Powodowało to coraz większe nabudowanie historii i wpłynęło na ostateczny odbiór rozwiązania tajemnicy spektaklu. Krzysztof i Paweł pokazali również ogromną uważność niejednokrotnie zamieniając się postaciami. Dzięki temu każdy z nich mógł dołożyć do każdej postaci coś od siebie.

Wisienką na festiwalowym torcie był spektakl grupy The Maydays, „Happily Never After”. Zagrali improwizowany musical w klimacie twórczości braci Grimm i Tima Burtona. Zwiastowało to nieco więcej mroku niż zwykle widzi się w spektaklach polskich grup. Grupa pokazała historię dziecka z kopalni, które marzyło by zobaczyć, co jest powyżej. Był to występ w dobitny sposób pokazujący jak wiele jeszcze pracy przed polskimi improwizatorami w kwestii indywidualnych umiejętności. Po pierwsze, grupa pokazała ogromne umiejętności jak wokalne. Piosenki nie tylko były zróżnicowanie w nastroju, ale również w tempie i strukturze. W genialny sposób zarówno budowały świat i rozwijały historię. Choć nic w ostatniej scenie nie wskazywało na to, że to puenta spektaklu, to zawarta na jej końcu piosenka finałowa to majstersztyk pod względem morału i puentowania. Niesamowicie klimat budowało również umiejętne wykorzystanie oświetlenia scenicznego. Zapewne jest to powiązane z tym, że niewiele grup ma możliwość regularnego występowania na scenach z profesjonalnym oświetleniem, a The Maydays pokazali, że warto się do tego elementu nieco przyłożyć. Na osobne wspomnienie zasługuje niespotykana wręcz giętkość ciał improwizatorów. Ciężko znaleźć w Polsce improwizatora choć w połowie tak świadomie grającego ciałem. Podsumowując, był to jeden z najlepszych festiwalowych występów w tym roku kalendarzowym.

Relacjonował: Tadek Jaśkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.